Friday, November 13, 2015

2015-10-12 Krakowscy kowboje czy łódzcy wojacy?!


    Poniedziałek, 12 października – w niektórych kalendarzach znajdziemy informację, iż jest to Dzień Bezpiecznego Komputera, ale nie to zerwało mnie z łóżka już przed 6 rano. Nie był nim też pierwszy w tym roku śnieg. Ten dzień był inny niż wszystkie, ponieważ wtedy rozpoczynała się krakowska konferencja JDD. Jednak w tym tygodniu kryło się coś jeszcze, otóż w sobotę, odbyła się kolejna już edycja łódzkiej Mobilizacji. Miałem to szczęście, że udało mi się odwiedzić obie te imprezy i chciałem tu opisać swoje wrażenia po opuszczeniu krakowskiego hotelu Galaxy, a także łódzkiej hali Expo.

    Na wstępnie chciałem zaznaczyć, iż tematyka Mobilizacji, która związana jest ściśle z technologiami mobilnymi jest mi znacznie bliższa, niż ogólny, Javowy klimat JDD, dlatego nie będę oceniał tematów prezentacji wybranych przez organizatorów, ponieważ byłoby to mocno subiektywne. Skupię się natomiast na całej otoczce towarzyszącej tym wydarzeniom, a jest o czym pisać, bo konferencje to nie tylko sama wiedza.

    Na początku warto jednak zadać sobie pytanie czy jednodniowa, tworzona „po godzinach”, a przede wszystkim darmowa Mobilizacja może równać się z dwa razy dłuższą, organizowaną przez profesjonalną firmę i kosztującą niemałe pieniądze konferencją JDD? Jak się jednak okazuje, płatne nie zawsze oznacza lepsze, a kilku pasjonatów może wiele zdziałać i nie zostać w tyle nawet przy tak trudnej konkurencji.

    Zacznijmy od początku, główną różnicą jaka mi rzuciła się w oczy było to, iż ekipa z Łodzi zdecydowała się, aby wszystkie prezentacje trwały tylko 45 minut, w przeciwieństwie do JDD, gdzie wykłady były po 45 jak i 90 minut. W moim odczuciu, krótsze sesje są zdecydowanie lepszym pomysłem. Owszem niektórzy prelegenci dwoili się i troili, żeby zmieścić całą prezentację w jednej godzinie lekcyjnej, a pytania czasem musiały odbyć się na przerwie, ale dzięki temu żadne ze spotkań mi się nie dłużyło i wszystkie były dość dynamiczne. Poza tym, uważam, że konferencja to nie miejsce na pokazywanie dziesiątek linii kodu, a jedynie krótka podróż po nowej technologii, która ma nie tyle mnie czegoś nauczyć, co zachęcić, aby zgłębić dany temat jak tylko będzie ku temu okazja. Dodatkowo długie wykłady są znacznie bardziej wymagające dla prezentujących, a ci, nie zawsze radzili sobie najlepiej. Doskonale zdaję sobie sprawę z tego, że większość z tych ludzi, to po prostu programiści, którzy chcieliby się podzielić swoją wiedzą i pewnie często kosztuje to ich wiele godzin przygotowań, a także stresu jaki zawsze wiąże się z publicznymi wystąpieniami. Nie zrozumcie mnie źle, uważam, że to wspaniali ludzie i chwała im za to co robią, ale czasem odnosi się wrażenie, że oni zupełnie nie pasują do miejsca, w którym się znaleźli. Nie mam tu na myśli przygotowania merytorycznego, bo to na pewno było na bardzo dobrym poziomie, ale do sposobu prezentowania. Takie wpadki zdarzały się zarówno na jednej, jak i drugiej konferencji, chociaż zdecydowanie bardziej odczułem to na krakowskiej JDD. Być może dlatego, że tam, tych prelekcji było więcej, a może dlatego, że na płatnej konferencji (i to nie mało, bo ceny wahały się od 500 do ponad 1000 złotych), mówcy powinni być pewni i sprawdzeni, a nie przypadkowi. Żeby nie być gołosłownym, przytoczę tu drugi, wspólny wykład na JDD. Dodatkowo dla wielu uczestników, w tym także mnie, była to pierwsza prelekcja tej konferencji, która dość mocno ugasiła mój początkowy entuzjazm.
    Chciałbym jeszcze nieco ponarzekać na dość mało istotne elementy, które jednak zepsuły końcowy odbiór obu imprez, a zacznę od krakowskiej JDD. To co bardzo rzuciło mi się tam w oczy to fakt, że całość sprawiała wrażenie, iż robiona była nie tyle z zamiłowania czy pasji, a jedynie dla pieniędzy. Niby nie ma w tym nic złego, ale trochę brakowało tej ciepłej atmosfery towarzyszącej łódzkiemu spotkaniu. Dodatkowo byłem bardzo zawiedziony prezentacją Ralpha Johnsona o wzorcach projektowych i nie mam tu na myśli samego mówcy, a złą organizację. Jasnym jest, że to znana postać i wielu chciałoby go posłuchać, ale nie wiedzieć czemu, ktoś z organizatorów uznał, że ten wykład odbędzie się chyba w najmniejszej sali, gdzie ludzie siedzieli i stali dosłownie wszędzie, a duszno się zrobiło już po 13 minutach. Warto jednak pochwalić JDD za katering, a także Food Trucka, który podobno się pojawił – podobno, bo ja osobiście go nie widziałem. Pomysł tak samo dobry i trafiony jak wojskowa grochówka podawana przez łódzkich organizatorów. Niestety na Mobilizacji też nie obyło się bez wpadek, a jedną z nich na pewno były niektóre wykłady dotyczące nie tyle technologii co produktu danego sponsora, ale na szczęście były to pojedyncze przypadki i zawsze można było wyjść i wybrać coś bardziej interesującego.

    Podsumowując obie konferencje były na bardzo wysokim poziomie i w zasadzie nie można im zarzucić jakiś rażących błędów czy wpadek, a wszystkie wady jakie opisałem wydają się być dość błahe i małe w odniesieniu do całości przedsięwzięć, jakie zostały zorganizowane. Jeżeli jednak miałbym wybierać? Swoją opinię wyrażę parafrazując słowa prof. Władysława Bartoszewskiego: otóż warto jechać na JDD do Krakowa, ale się nie opłaca, natomiast odwiedzenie Mobilizacji się opłaca i zdecydowanie warto!

2 comments:

  1. Zdecydowanie łódzcy wojacy, Kraków jest przeterminowany poza tym Mobilizacja jest na miejscu :)
    Pozdrawiam gorąco

    ReplyDelete